Jam jest miecz, ognista słowa strona I jam płomienne marzenie o wolności Na skroni mej nadzieją lśni korona Korona marzeń jasnych, korona niezwykłości. Nie ja ją nałożyłem, ani nie dla siebie Bo ani nie jam królem, ani Waszym władcą! Tak ja, tak ja, tak Panie, ja, Muszę więcej modlić się! Ani wujek, ani ciocia tylko Panie ja, Muszę więcej modlić się! Ref.: Tak ja, tak ja, tak Panie, ja, Muszę więcej modlić się! Ani proboszcz, ani wikary tylko Panie ja, Muszę więcej modlić się! Jeśli świat was nienawidzi, wy wiecie, że mnie znienawidził wcześniej niż was. Gdybyście byli częścią tego świata, świat kochałby to, co jest jego własnością. A ponieważ nie jesteście częścią świata, ale ja was ze świata wybrałem, dlatego świat was nienawidzi. Autor: Jezus Chrystus; Źródło: Jn 15, 18–19 Płaszcz (Gogol, 1903) Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki. Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór. français français italiano Płaszcz (Gogol, 1927) русский. [ 76] W biurze [1] lecz lepiej nie określać w jakiem biurze. Nic niema gorszego nad wszelkiego rodzaju biura, pułki, kancelarye, jednem słowem wszelkie warstwy Prze - prze przed nami, przed nami cały świat. Dosięgniemy razem wszystkich gwiazd, tylko ty i ja. Dosięgniemy razem wszystkich gwiazd. Przed nami cały świat. Bo życie jedno masz, spełniaj swe marzenia. Nawet gdy siły brak to walcz. Prze - prze przed nami, przed nami cały świat. jumlah nol dari seratus juta sepuluh ribu satu rupiah. Russia is waging a disgraceful war on Ukraine. Stand With Ukraine! Wykonawca: Cree Tłumaczenia: angielski, niemiecki polski polski Cały nasz świat (Ty i ja) ✕ Czy zdarzyło się by człowiek, tak naprawdę wolnym był Jaką drogę musiał w życiu wybrać, czy kochał tak jak TyMam w pamięci kilka chwil, gdy przed nagim lustrem ja i Ty w jednej chwili świat się stał uniesieniem naszych ciał nie zapomnę tamtych dni(refren:) Ty i ja, to cały nasz świat (x2)Nie spotkałem w życiu wolnych ludzi a Ty szukaj, jeśli tylko chcesz Tak naprawdę nie ma co się łudzić bo wolnością tylko miłość jest(refren:) Ty i ja, to cały nasz świat Ty i ja...cały nasz świat cały świat... to Ty i ja... Dodaj nowe tłumaczenie Złóż prośbę o przetłumaczenie Tłumaczenia utworu „Cały nasz świat (Ty ...” Music Tales Read about music throughout history BALLADA O DUMNYM RYCERZU. Śpi owo rycerz, śpi bezrozumnie I raz na zawsze — w dębowej trumnie. Leży wygodnie, bo się ułożył Tak, aby nigdy snu nie zatrwożył... Jego kochanka z różańcem w ręku Zawodzi, pełna skargi i jęku: — »Przyszłam ci wyznać moje niemoce, Że nie wiem, jak tam spędzasz swe noce?... Bo odkąd w ciemnym nocujesz grobie — Ani ty przy mnie — ni ja przy tobie! Kochałam oczy i usta twoje, Wczoraj kochałam, dzisiaj się boję! Boję się szatą w mrok zaszeleścić, Boję się w myśli ciebie popieścić!... Trzy dni się w myśli twój czar promienił, Dziś nie wiem, ile grób cię odmienił... Ani mi z tobą łoża podzielić, Ani urodą swoją weselić — Darmo przymuszam uparte ciało, By się twym oczom podobać chciało! Przy tobie martwym — ja nieszczęśliwa Wstydzę się jeno, żem jeszcze żywa!...« Rozważył rycerz, że w słowach — zdrada, I, po dawnemu leżąc, powiada: — »Choć mi robaki oczy wyżarły, — Nie wstyd mi tego, żem już — umarły!... Chociaż podziemiec jestem nikczemny, — Nie wstyd mi tego, żem już podziemny!... Taką mam sytość i przepych w próżni, Że mnie od króla Bóg nie odróżni! Taka noc błysła nad życia zbiegiem, Że mu świat cały — jednym noclegiem! Ani mi słońca, ani mi nieba, Ani miłości twojej potrzeba! Ani mi zemsty w onej ustroni, Gdzie krew nie szemrze i miecz nie dzwoni! Nie znasz ty dumy, nie znasz pogardy Tych, którzy w ziemi posnęli twardej... W piersi ich — wielka ciszy potęga I żaden zawód ich nie dosięga! I nawet z resztek zsiniałej wargi Nie wydobędziesz jęku, ni skargi! Oto w pobliżu mam ja sąsiada, Co już od serca w proch się rozpada. Ten ci jest śmiercią ode mnie starszy, — I śpi, na żmijach głowę oparłszy. Lecz co przecierpiał i co zobaczył, — Nawet półszeptem wyrzec nie raczył! Nie ulżył jękiem niemej żałobie, Nie wyznał nigdy, co przeżył w grobie!... A wszak ci w trupach taka moc bywa, Że trup i w grobie wiele przeżywa! Lecz Bogu chyba, w dzień zmartwychwstania W twarz rzuci wzgardę swego wyznania!« I zamilkł rycerz — dumnie i godnie I po dawnemu leżał wygodnie. Jego kochanka z różańcem w ręku Odeszła, pełna wstydu i lęku... Z Nonsensopedii, polskiej encyklopedii humoruKabaret Ani Mru-Mru – cytaty. A Ą B C Ć D E Ę F G H I J K L Ł M N Ń O Ó P Q R S Ś T U V W X Y Z Ź Ż A[edytuj • edytuj kod] – A ile smaków, siedemdziesiąt dwa? sześćdziesiąt trzy? Chcę coś normalnego. – Nomalnego, nomalnego. A ja będę tu przychodził na sushi, aż całe spodnie wysuszi. – A pan co tak biega jak polscy obrońcy w meczu z Austrią?– Normalnie!– Normalnie to Austriacy biegali! – A pan doktor w okularach, trzyma takie maniunie w rękach...– O takie? W okularach...?– Doktor w okularach. Aaa, to taka zamiana! Aaale nieee... – Ale księża nie mają willi z basenem, fajnych imprez, drogich samochodów...– Błądzisz synu, błądzisz... Ale mnie łeb nap... Napadowe bóle głowy mam. Ale nie cyrkluj mi tą nogą! Po prostej nie można? – Aleee!– Aleee! Antek mi brzytwę dziadka... Dziadek – zakała rodziny... Dziadka brzytwę mi podaje. W życiu bym tego paskudztwa do ręki nie wziął, ale tonący byłem, to każdy by się chwycił! B[edytuj • edytuj kod] – Bliźniaki... Ma się tę dwururkę, co?– Ta, tylko niech ją pan przeczyści. Obydwaj czarni! Bo ja to się nieco w kolejkę wepchłem. Bo ten smok, to już mnie wkur... zdenerwował mnie. C[edytuj • edytuj kod] – Catering jedzie?– Noo... trochę jedzie...– No to nie wiem, postawcie przy oknie czy coś... Toi Toi-e są?– Są.– Czyste?– Czyste.– Przynajmniej raz... – Co to jest?– Wuteng.– Przepraszam, nie rozumiem.– Nie rosumiem, nie rosumiem... sie uczy, sie rosumie. Wuteng – miska! D[edytuj • edytuj kod] Dziadek... aż to zakała rodziny! G[edytuj • edytuj kod] – Gdzie jest piłka?– Idealnie na wprost.– Dobrze stoję?– Idealnie na wprost.– Ty mi nie mów, gdzie jest piłka, tylko czy dobrze stoję!– Na wprost idealnie... H[edytuj • edytuj kod] Hallo, hallo, Mietku. Hallo, hallo, Franku. M[edytuj • edytuj kod] Mama, wlazłem w gówno! – Mówi się: witam, jaśnie panie.– Słucham?– Witam, jaśnie panie.– A, to ja też witam... N[edytuj • edytuj kod] Nasz klient, nasz pan! – Nie jesteś Wilhelmem z Zarzecza?– Nieee, jam jest Maciej!– Maciej, skąd?– Z Zadupia! Nie wydurniaj się! Normalnie idź! Niechcący to można dziewkę z czworaków zbrzuchacić! – No wie pan... nie pana dziecko, mniejszy stres.–Jak to nie moje dziecko?! Noga, pupa, twarz, noga, pupa, twarz. Stary, to się po prostu płynie po chodniku. O[edytuj • edytuj kod] – O, a może ta, w pikowanej kurteczce?– To nie jest kurteczka. O, kutwa... P[edytuj • edytuj kod] – Pieniądze zabrałeś?– Tak, dziadkowi. – Piękna studentka, la, la, la...– Zaaamknij morrrdę. Widziałeś kiedyś piękną studentkę KUL-u? T[edytuj • edytuj kod] Taki duży, taki mały, może śmiesznym być... Tekst daj mi... o... tekst daj mi... W[edytuj • edytuj kod] – Widziałeś czarne oczy? Chyba u górnika. Haha... Poza tym nie masz się czego obawiać, nasz dziadziuś tu był...– A taaak, hahaha, a tooo, hahaha u górnika, dobre to! Widzisz, Macieju... Dziwny jest nasz świat. Czasami trzeba kogoś naprawdę wielkiego w dupę kopnąć, żeby los się do ciebie uśmiechnął... – Wie pan jaką bułkę najłatwiej schować na plaży?– Nie wiem.– Wrocławską hahaha... A nie! Tartą! Przepraszam... Ciasteczka pomagają nam udostępniać nasze usługi. Korzystając z Nonsensopedii, zgadzasz się na wykorzystywanie ciasteczek. fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih Mogę sobie wyobrazić, co powiedzą. W wyobraźni łatwiej wszystko przeżyć, więc może potrenuję. Mama pewnie prędzej to przełknie. Najpierw dostanie szału, ogarnie ją wściekłość, trochę pokrzyczy, złapie się za serce, a potem rozpłacze. Zawsze i do końca Jest ekstrawertyczna i na jej twarzy maluje się każda emocja, każdy ból. Ja rozumiem, że ich może to boleć. Sama nie mam dzieci, ale przecież wiem, że dla rodziców są one najważniejsze. Zawsze i do końca. Chociaż może wcale nie tak zawsze. Nie aż tak. Magda często mi opowiada, jak to u niej było. – Ja im chyba trochę zawadzałam, wiesz? – zastanawia się. – Kochali się do szaleństwa, słowo daję, przez całe życie. Nawet jako dziecko byłam zawsze na drugim planie, sami sobie wystarczali, sami dla siebie byli najważniejsi. – Chyba trochę przesadzasz – powątpiewałam. – Nie wierzę. – Ale naprawdę tak było. Trzymali się za ręce, gdziekolwiek szli, a ja wstydziłam się za nich, bo wydawało mi się to potwornie głupie i dziecinne. Jak nastolatki! Potrafili dawać sobie buzi w autobusie, na przystanku albo stojąc w kolejce w sklepie. Nasza sąsiadka nazywała tatę „dziubdziusiem”. Ja oczywiście uważałam, że to obciach straszny. A oni się śmiali i wcale im nie przeszkadzało, że ktoś może tak złośliwie na nich patrzeć i ich krytykować. – Ale ja mam Magda na myśli ciebie. Na pewno im nie zawadzałaś, no coś ty! Byłaś ich ukochaną jedynaczką, zawsze tak to widziałam – przekonywałam. – Bzdura, Gośka, byłam na drugim planie. Na pewno. I kiedy wyprowadziłam się z domu, odetchnęli z ulgą. Pomyśl, to trwało tylko dwadzieścia lat w ich przypadku. Odchowali mnie i oddali mężowi, żeby to on się dalej ze mną bujał. Oni swoje zrobili. Pozbyli się ciężaru, jak zostali sami. Już nie musieli się mną krępować. Pewnie bzykali się na stole w kuchni i w przedpokoju przy zakładaniu butów… – Magda! – A co? Gdy się wyprowadziłam, nie mieli jeszcze pięćdziesiątki. Byli młodsi niż my teraz, kochana. Dużo młodsi, nieśmiało ci to przypominam. – Ale to zawsze jakoś nie fair. Mówić o życiu seksualnym naszych starych, nawet myśleć o tym. To ich sprawy, nie… – Gdybyś widziała, jak na siebie patrzyli, nie byłoby to dla ciebie nie fair. Sama byś spłonęła ze wstydu! W mojej rodzinie było zupełnie inaczej Zawsze odnosiłam wrażenie, że rodzice wcale się nie kochają, tylko mnie wychowują przy okazji, rywalizując ze sobą o moją miłość i moje względy. Głupio się z tym czułam, szczególnie gdy urodził się brat, bo on nigdy nie był obiektem ich adoracji i absolutnie nie poszedł w moje ślady. Nie był ani „najładniejszy”, ani „najzdolniejszy”, ani „najgrzeczniejszy”, ani nawet „najbardziej pracowity”. Jak ja. Tak mnie postrzegali, chociaż to nie była prawda. Owszem, dobrze się uczyłam, nie sprawiałam kłopotów wychowawczych, byłam chyba taką typową dziewczynką, dosyć poukładaną i posłuszną. Brat się buntował, zawodził, uciekał z domu i nie chciał się uczyć, więc to ja dzierżyłam koronę tej najukochańszej i najlepszej. Jakże udany owoc związku! Pierwsza nagroda w konkursie na córkę stulecia. Mama chciała mieć mnie po swojej stronie, a ojciec po swojej. Mama w tym przetargu używała waluty wolnomyślicielskiej. Jako nastolatkę częstowała mnie papierosami i od czasu do czasu pozwalała na kieliszek wina. Nie robiła problemów, gdy chciałam iść na imprezę. Kupowała fajne ciuchy, buty albo pożyczała mi własne. Mówiła moim językiem. Pytała o chłopaków tonem „czy już się do ciebie dobierają?”. Ojciec za to próbował zrobić ze mnie trampa, nowoczesną dziewczynę w stylu sportowym. Zabierał pod namiot na biwaki, na żagle, piesze wycieczki w góry, uczył mnie pływać, jeździć na rowerze, potem jazdy samochodem. Ograniczał życie towarzyskie Gdy przyszły czasy prywatek, to albo mi ich zabraniał („tam na pewno będzie alkohol!”, „masz jeszcze na to czas!”), albo wyznaczał godziny niemożliwe do przyjęcia. Była jakaś wściekła zajadłość w tej ich rywalizacji. Kłócili się o moje wyjścia, o kieszonkowe dla mnie, o to, jakie dżinsy mam kupić i czy w ogóle dżinsy. – Ja w twoim wieku nosiłam już wysokie obcasy, o ileż lepiej prezentują się wtedy nogi, cała figura. Pamiętaj, córeczko, buty czynią kobietę. – Chyba zwariowałaś, ona ma dopiero szesnaście lat! Jaka kobieta? Daj jej prawo do chodzenia po drzewach. Mogli się kłócić na ten temat pół dnia. – A skąd te kłótnie się biorą, jak myślisz? – rzucał ojciec, gdy usiłowałam interweniować. – To wszystko przez was! Nieudacznik i ostatnia ćmonda Guzik prawda. W mojej opinii mogli do dzisiaj pokłócić się ciężko o pogodę. Ładna czy brzydka? Dobrze, że pada, czy niedobrze? Brakuje deszczu czy jest go w nadmiarze? I tak dalej, i tak dalej. Krzyczą, miotają się, wreszcie wyzywają od najgorszych. „Bo ty zawsze…”, „bo ty nigdy…”, „przestań już gderać!”, „zamknij się wreszcie!”. Zapewne po dziś dzień stanowię dla ich konfliktów wyjątkowo bujną pożywkę. Taką byłam grzeczną, posłuszną córeczką, inteligentną i pracowitą, tak dobrze się zapowiadałam, tak wspaniałą przyszłość wszystkie gwiazdy mi wróżyły. I co? I dupa! Ciekawe, czyja to wina? No bo nie zrobiłam żadnej zawodowej kariery i nie ułożyłam sobie życia. Nie mam pozycji ani konta w banku, w dodatku nie mam nawet męża ani dzieci! Wszyscy inni to mają, nawet mój brat, którego od dzieciństwa uważali za dziwaka. Szczęśliwe rodziny, lepsze lub gorsze prace, ale jednak. Tylko ja jedna w całej familii i wśród dalszych, i bliższych znajomych tego nie mam. Najgorsze, a właściwie przecież najlepsze, że ja sama wcale nie czuję się z tym źle. Prace zmieniam często, chwilami nie mam jej w ogóle, ale jakoś daję sobie radę. Pieniędzy od starych nie biorę i zresztą wcale mi ich nie proponują. Z głodu nie umieram, mam to, czego mi trzeba A że rozwiodłam się z mężem, to tylko dobrze, i dla niego, i dla mnie. Marek był oczywiście ich ulubieńcem, może nie wyszłam za mąż, by tylko im zrobić przyjemność, ale w pewnej mierze miało to znaczenie. Tego po mnie oczekiwali i to otrzymali: córkę w dobrych męskich rękach. Gdybym w nich pozostała, byłabym teraz bogatą mieszczką w typie Magdy. Elegancko odziana i pachnąca jeździłabym nowym samochodem pomiędzy domem na przedmieściu, a może nawet samym centrum, a Galerią Mokotów albo innym przybytkiem luksusu. Uciekłam już w momencie, gdy perspektywa takiej egzystencji się zarysowała. Nie chciałam tak, nie chciałam życia polegającego na mnożeniu pieniędzy. Kolejni faceci nie dali mi pierścionka ani psa, za to żyłam z nimi pełnią życia. Podróżowałam, rozwijałam się intelektualnie i artystycznie. Wiodłam życie we własnej opinii ekscytujące. I wciąż jeszcze mam na nie szanse. Jestem odważna, ciekawa świata, znam swoje możliwości i ograniczenia. Tylko nie mogę się poddać swoim starym. Pozwolić sobie wmówić, że znalazłam się na godnej ubolewania, straconej pozycji jako nieudacznik i ostatnia ćmonda. To słowo ciągle mi się przypomina. Tak nazywał mnie ojciec, kiedy mi coś nie wychodziło, gdy nie mogłam się nauczyć skakać na główkę do jeziora czy jeździć na rowerze. Albo zdać egzaminu na prawo jazdy, zdawałam kilkakrotnie. W gruncie rzeczy paraliżował mnie, jakże skutecznie, lęk nie przed samym egzaminem, ale przed tym, co od nich usłyszę. I jeszcze ta pogarda. I litość Nawet jako dorosła kobieta, zamężna, w swoim domu, ciągle musiałam być perfekcyjną córką. A nie byłam. I nawet jeśli udało mi się realizować własne wizje, własne scenariusze, to i tak było to okupione ich bólem, łzami i kłótniami wreszcie. Matka zawsze mnie broniła. Ojciec zaś syczał niczym nadepnięty wąż. Pełen najwyższej pogardy. Jest mi strasznie przykro, że tak im to ciągle funduję, że nie są ze mnie zadowoleni i nie mogą się mną pochwalić przed przyjaciółmi ani rodziną. Wyobrażam sobie dumę tamtych rodziców i bezsilność moich. „I co, Gosia znowu sama została? Tak to jest, jak się nie hołubi męża, prawda? A pracuje, biedaczka? Nie? Ależ macie z nią kłopot!”. – Magda, a jak ci się ułożyło z matką po śmierci ojca? Zbliżyłyście się wreszcie do siebie? – zapytałam. – Ma w was taką opokę – w tobie, Pawle, chłopakach… – Coś ty! Wcale nie. Nigdy nie przebolała straty ojca. Nie pogodziła się z jego odejściem. Rzadko nas odwiedza, jeszcze rzadziej zaprasza do siebie, tak jakby mi zazdrościła, że ja wciąż jeszcze mam męża. Nie wiem, może to niesprawiedliwe, ale czasem takie odnoszę wrażenie. – Przecież musi być z ciebie bardzo dumna… – zdziwiłam się. – Nie sądzę – odparła przyjaciółka. – Nigdy nie dała mi tego odczuć! I jak to wszystko zrozumieć? Czytaj także:„Zwierzałam się Jurkowi z rodzinnych ekscesów, a on podle mnie wykorzystał. Oddałam mu serce, a on okradł moich bliskich”„Mam swoje lata, ale w domu córki traktowano mnie jak trzpiotkę. Weszłam w rolę i pod osłoną nocy uciekłam do kochanka”„Przed ołtarzem będę przysięgać Tomkowi wierność, choć wiem, że nie dotrzymam obietnicy. Nie pozwoli na to... jego brat” Ani Ja, Ani Ty LyricsSą na pewno takie strony w którychTrzeba by nam byćStoją mury po to by je zburzyćL po to żeby żyćNa ziemi obiecanejLecz nikt z nas tam nie stanieAni jaAni tyNa pewno krążą gdzieś planetyNa których nie ma zimNawołują ciągle nas z dalekaI nie słyszymy ichSą ziemie obiecaneLecz nikt z nas tam nie stanieAni ja... ani ty...Ani ty... ani ja...Ani ty... ani ja...Ani ja... ani ty...Ani ja... ani ty...Ani ty... ani ja...Nie zdążymy na czasNie zdążymy tam byćAni ty... ani ja...Ani ja... ani ty...Nie umiemy stąd odejśćAni tu byćNa pewno są planety na których nie ma zimNa pewno są planety na których nie ma zimNa pewno są planety na których nie ma zimNa pewno są planety na których nie ma zim

ani ty ani ja ani nawet cały świat tekst