pogrążać kogoś w rozpaczy. to drive sb to despair. być pogrążonym w bólu. to be beside oneself with anguish. pogrążać kraj w kryzysie. to plunge a country into a crisis. pogrążony w rozmowie / modlitwie. engrossed in conversation / prayer. WPHUB. Strona główna Gospodarka Oto co sami Rosjanie mówią o stanie swojej gospodarki. Ujawniono dane. Notowania. 12.10.2022 15:44. aktualizacja 12.10.2022 19:30. Oto co sami Rosjanie mówią pogrążyć się w czymś. ‘zająć się czymś bez pamięci, całkowicie oddać się jakiemuś zajęciu’; zwrot; Jeśli na przykład trafi do moich rąk dobra książka lub ciekawe pismo, mogę i trzy dni leżeć na brzuchu pogrążona w czytaniu, nie jedząc (od czasu do czasu wystarczy mi byle co przełknąć i popić), nie sprzątając. Nie wiemy, czy to z czarnej rozpaczy czy też z wielkiej radości, ale z pewnością 17-letni mieszkaniec gminy Jarocin, rok szkolny rozpoczął z wielkim przytupem 😏, a właściwie z promilami. Młodzieniec postanowił ten dzień opić i to niestety tym co w jego wieku niedozwolone, czyli alkoholem 🍾. Ponieważ delektowanie się - ktoś jest sam jak kołek w płocie - pogrążyć się w czarnej rozpaczy pomocy daje naj 8 pkt za rozwiązanie + 4 pkt za najlepsze rozwiązanie - 22.10.2014 (16:44) - przydatność: 41% - głosów: 105 jumlah nol dari seratus juta sepuluh ribu satu rupiah. Czy przydatne? Definicja czarna rozpacz Co to jest CZARNA ROZPACZ: ogromna rozpacz, poczucie beznadziejności; Czarna rozpacz mnie ogarnia na widok fatalnej gry naszej drużyny piłkarskiej Czym jest czarna rozpacz znaczenie w Znaczenie zwrotu C . Ukrywała to przez dwadzieścia lat. Jej syna wychowywała starsza siostra. Jak rodzinna tajemnica wyszła na jaw? Poznaj poruszającą historię Moniki. Z sercem przepełnionym bólem wpatrywałam się tępo w zimny marmur grobowca... Po mojej twarzy powoli spływały łzy, napis na płycie rozmazywał się coraz bardziej, aż stał się zupełnie nieczytelny… Siostra zabrała naszą tajemnice do grobu... pomyślałam Nad kim płakałam? Nad moją siostrą, która odeszła tak nagle z tego świata? A może nad sobą i tajemnicą, którą nosiłam w sercu? Straciłam właśnie nadzieję, że kiedyś zostanie ujawniona... Joanna już tego nie zrobi. A ja pewnie nigdy nie znajdę w sobie tyle odwagi, żeby wszystko naprawić! Tchórzyłam przez całe dorosłe życie... Nie tylko dlatego, że prawie dwadzieścia lat temu dałam słowo mojej siostrze. Także dlatego, że… wstydziłam się zawsze tego, co wtedy zrobiłam! Poddałam się, chociaż przecież mogłam walczyć. Ale, czy naprawdę mogłam? To była taka typowa, wakacyjna miłość! A teraz walczyłam sama ze sobą, żeby nie pogrążyć się w rozpaczy! Moje życie leżało w gruzach przez tę jedną decyzję! Kiedy ją podejmowałam, byłam jeszcze dzieckiem… I tak naprawdę to nie ja ją podjęłam, ale mama i moja siostra, Joanna, starsza o osiem lat! Tamto lato było wyjątkowo piękne i upalne. Zdałam właśnie do drugiej klasy liceum i pojechałam na wakacje do babci, w Bory Tucholskie. Staruszka trochę już niedomagała, miałam więc mnóstwo swobody i... Rafała za towarzysza, przystojnego studenta. Woził mnie na motorze, jak jakąś księżniczkę, prawił komplementy jak dorosłej kobiecie. Nietrudno się domyśleć, że zabujałam się w nim bez pamięci i... został moim pierwszym mężczyzną. Kochaliśmy się w polu, w zbożu, które szumiało nam nad głowami, na jego dżinsowej kurtce… Dla mnie to było coś wyjątkowego, dla niego pewnie tylko kolejna letnia przygoda. Wyjechał bez pożegnania, nie zostawiając swojego adresu, a ja wróciłam do domu ze złamanym sercem i w ciąży. Początkowo zresztą nawet mi do głowy nie przyszło, że mogę mieć dziecko. Rafał używał przecież prezerwatywy, a miesiączki miałam jeszcze nieregularne, jak to często bywa u nastolatek. Owszem, byłam jakaś taka ospała, ale uważałam, że to z przemęczenia, bo w szkole od razu wzięli nas do galopu… Grunt, że kiedy mama z przerażeniem stwierdziła, co się ze mną dzieje – bo z łazienkowej szafki nie znikały podpaski, a moje dżinsy stały się lekko przyciasne – na aborcję chyba było już za późno. Zresztą, nie mam pojęcia, czy w ogóle podjęłybyśmy wtedy taką decyzję… – Taki wstyd! Taki skandal! I co ty, dziecko, zrobisz z tym dzieckiem? – załamywała ręce mama, która nigdy nie miała w życiu lekko. Mama z siostrą uknuły sprytny plan! Po odejściu naszego taty, który wiele lat temu założył inną rodzinę, mama z poświęceniem wychowywała mnie i siostrę. I dobrze wiedziała, co to znaczy samotne macierzyństwo! Nie miałam pojęcia, co mam zrobić ze swoją ciążą i byłam nią przerażona! Nie wiedziałam także, gdzie mam szukać teraz Rafała, więc żaden happy end w postaci nagłego ślubu nie wchodził w grę... Mój pierwszy kochanek wynajmował pokój u sąsiadów babci i zapłacił za pobyt gotówką, więc nie bawili się w sprawdzanie mu dowodu osobistego. Wypytywani teraz o jego adres wyrazili zaciekawienie, dlaczego mama ich tak wypytuje o tego przystojniaka, który całe dnie spędzał w towarzystwie jej młodszej córki... Dlatego w końcu zaprzestała poszukiwań, przestraszona, że wszystko się wyda i ludzie we wsi wezmą nas na języki! Zrozpaczona sytuacją musiała potem bez mojej wiedzy naradzać się z Joanną. W końcu nagle obie przedstawiły mi swój prosty plan na przyszłość. Moją i mojego dziecka... – Będziemy udawali wszyscy, że to jest dziecko Joanny! – A Wiktor? – zdumiałam się. – Co on na to? Wiktor był mężem Asi, pobrali się ledwie rok wcześniej. To prawda, że szwagier przebąkiwał coś, iż szybko chce mieć dzieci... Ale żeby aż tak szybko i to w dodatku cudze? – Wiktor rozumie wyjątkowość tej sytuacji i na wszystko się zgadza! – zapewniły mnie jednak obie. – W ten sposób twoje dziecko będzie miało normalną rodzinę, czyli oboje rodziców, którzy pracują i potrafią je wychować! I tak na ostatnie miesiące ciąży zostałam wysłana do sióstr zakonnych, które prowadziły szkołę dla takich dziewczyn, jak ja, co to zeszły na złą drogę. Miałam w klasie dwie inne „ciężarówki” i koleżankę uzależnioną od narkotyków. W moim starym liceum i wśród naszych sąsiadów rozpowszechniono wersję, że musiałam pilnie zamieszkać ze schorowaną babcią, aby służyć jej pomocą. Nie mam pojęcia, czy ktoś w to uwierzył... Zobacz także: Prawdziwe historie: Zosia Samosia Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 16:54 Np jak ktoś jest wkurzony smutny czy coś to ty go jeszcze dobijasz i mówisz np : no sama tak chcialas i td :D [LINK] 0 0 Uważasz, że ktoś się myli? lub fot. Adobe Stock, New Africa Kiedy jeszcze chorowałam, bliscy bardzo mnie wspierali. Był przy mnie mąż, była córka, przyjaciele, znajomi. Gdy jednak walka się skończyła, wszyscy wrócili do swoich spraw. Myśleli, że już nie potrzebuję pomocy, że szybko zapomnę o tym, co przeszłam, i wrócę do normalności, a nawet zacznę nadrabiać stracony przez chorobę czas. Ja też tak myślałam. Tymczasem, ku swojemu ogromnemu rozczarowaniu, nie potrafiłam cieszyć się życiem. Patrzyłam na swoje krótkie włosy, które dopiero zaczęły odrastać po chemii, na bliznę na piersi i wspomnienia wracały. Na dodatek wkrótce pojawiła się w mojej głowie myśl, że to tylko przejściowa sytuacja, że rak tylko się przyczaił i zaraz wróci. Przecież jeszcze w trakcie leczenia poznałam kobiety, którym też wydawało się, że pokonały chorobę. Ale po dwóch, trzech czy pięciu latach znowu znalazły się na onkologii i tym razem przegrały. Dlaczego mnie miało to nie spotkać? Próbowałam odganiać czarne myśli, ale wracały ze zdwojoną siłą. Doszło do tego, że nie mogłam zasnąć. A jak już zasnęłam, to często męczyły mnie koszmary. Że umieram w męczarniach, że błagam o ratunek i nikt mi nie może pomóc. Śnił mi się nawet mój pogrzeb. Za każdym razem budziłam się zlana potem, przerażona. Leżałam w łóżku, póki się trochę nie uspokoiłam, a potem wstawałam i zabierałam się na przykład za układnie rzeczy w szafkach. Nie dlatego, że jestem taka porządnicka albo że w dzień nie miałam czasu. Bałam się, że jak znowu zasnę, to koszmar wróci… Nie przyznawałam się nikomu do swojego lęku. Ani bliskim, ani przyjaciołom i znajomym. Wstydziłam się go. Przecież nieraz słyszałam od nich, że miałam wielkie szczęście, że dostałam od losu drugą szansę, kolejne życie. Tymczasem ja użalałam się nad sobą i wymyślałam czarne scenariusze. Kiedy więc w nocy budziły mnie koszmary, wstawałam z łóżka bardzo cichutko, żeby mąż się nie obudził i nie zadawał pytań. Na szczęście spał jak suseł. Układałam te rzeczy w szafkach i wmawiałam sobie, że taki lęk jest normalny i z czasem minie. Ale zamiast lepiej było tylko gorzej. Gdy cokolwiek mnie zabolało, myślałam o przerzutach. Drżałam ze strachu przed każdym badaniem kontrolnym, a potem wizytą u onkologa. Wchodziłam do gabinetu, patrzyłam z niepokojem na twarz lekarza i zastanawiałam się, jakie ma dla mnie wieści. Popadłam w jakąś apatię, zniechęcenie Gdy słyszałam, że wszystko jest w najlepszym porządku, wpadałam w euforię. Ale już na parkingu lęk powracał. Pojawiała się myśl, że teraz jest dobrze, ale następnym razem będzie źle. Najgorzej było wtedy, gdy dowiadywałam się, że ktoś ze znajomych, kto wcześniej pokonał raka, ma właśnie nawrót lub zmarł. Oblewałam się wtedy zimnym potem i myślałam, że będę następna. Przed chorobą byłam bardzo towarzyska, aktywna, nastawiona na realizację marzeń. Wtedy popadłam w jakąś apatię, zniechęcenie. Nie myślałam o tym, co mogę zrobić, lecz o tym, czego nie zobaczę i nie doświadczę przez to, że rak zaatakuje i tym razem mnie pokona. W domu i w pracy robiłam to, co do mnie należało. Jakoś dawałam radę się zmobilizować. Ale poza tym na nic nie miałam chęci. Pamiętam, jak któregoś razu dałam się namówić na babskie ploteczki. Wyszłam w połowie spotkania. Nie mogłam znieść, że przyjaciółki paplają o ciuchach i kosmetykach, kiedy ja tu niemal stoję nad grobem. Byłam na nie zła. Wiem, że to głupie, bo przecież nawet nie wiedziały, co przeżywam, ale wtedy to właśnie czułam. Przez takie zachowanie wielu znajomych odsunęło się ode mnie. Nie rozumieli, dlaczego zamiast się uśmiechać, normalnie rozmawiać, siedzę z miną jak chmura gradowa. Zresztą nie tylko oni. Mąż i córka też nie mogli pojąć, dlaczego nie ma we mnie dawnego entuzjazmu i energii. Zbywałam ich, mówiłam, że jestem zmęczona, coś mi się nie udało w pracy, ktoś mi nadepnął na odcisk, a w środku wyłam z bezsilności. Byłam coraz bardziej zmęczona swoim stanem Czułam, że jeśli jakoś nie pokonam tego lęku, to zwariuję. W akcie rozpaczy postanowiłam pójść na spotkanie klubu amazonek. Już wcześniej lekarze mnie do tego zachęcali, ale nie chciałam o tym słyszeć. Nie miałam ochoty opowiadać jakimś obcym kobietom o tym, co przeżywam. Poza tym bałam się, że mnie wyśmieją. Tak, wyśmieją… Amazonki działające przy naszym szpitalu chwaliły się tym, że potrafią żyć normalnie, cieszyć się każdym dniem. A ja co? Obraz nędzy, rozpaczy i smutku. Kto by chciał gadać z takim słabeuszem i tchórzem? Wtedy jednak byłam tak zdesperowana, że poszłam. Przedstawiłam się, a potem usiadłam w kąciku i słuchałam, o czym rozmawiają. Nie mogłam uwierzyć, że niektóre, choć miały nawrót choroby lub właśnie skończyły leczenie po którymś tam nawrocie, śmiały się i gadały o zwyczajnych rzeczach. Gotowaniu, kosmetykach, ciuchach, planach wakacyjnych. W pewnym momencie nie wytrzymałam. – Jakim cudem możecie rozmawiać o takich błahostkach? Nie boicie się choroby? Nie myślicie, że ten przeklęty rak zniweczy wszystkie wasze marzenia i plany? – spytałam z pretensją. – Myślimy i się boimy. I pewnie tak będzie do końca życia – odparła jedna z nich, Agnieszka. – To jakim cudem możecie tak normalnie plotkować o jakichś głupotach?! – powtórzyłam. – Tak najkrócej? Bo zaakceptowałyśmy chorobę i oswoiłyśmy ten strach. Nie ma sensu wmawiać sobie, że raka nie było i nie wróci, bo to nieprawda. Lepiej powiedzieć sobie, że był, i obiecać, że jak znowu zaatakuje, to się z nim zawalczy. – E tam, to wcale nie jest takie proste… – A dlaczego? Przecież wcale nie jest źle. Wszystkie ciągle żyjemy, choć wielu z nas nie dawano większych szans. A jeśli tak, to rozsądek nakazuje, żeby z tego korzystać. Mam rację czy nie? – Agnieszka wpatrywała się we mnie. Dziewczyny bardzo mnie wsparły – Teoretycznie tak. Ale ja chyba nie dam rady. Za słaba jestem… – westchnęłam. – Ty? Za słaba? Chyba żartujesz! – zawołała. – Przetrwałaś operację, chemię i wszystkie związane z tym okropności. Jesteś silniejsza, niż myślisz. Musisz tylko w to uwierzyć. Pomożemy ci. Nikt nie zrozumie lepiej amazonki niż druga amazonka – uśmiechnęła się. Skłamałabym, mówiąc, że tamto spotkanie mnie uzdrowiło, że lęk minął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nic z tego. Wyszłam aż czerwona z… zazdrości. Też chciałam być taką optymistką, też chciałam korzystać z życia, z nadzieją patrzeć w przyszłość! I chyba właśnie ta zazdrość kazała mi przyjść na kolejne spotkanie. Zjawiłam się więc na drugim, trzecim, czwartym i wsiąkłam na dobre. Dziewczyny bardzo mnie wsparły. Przed nimi nie musiałam się wstydzić swojego strachu, bo wiedziałam, że kiedyś bały się tak samo jak ja. Dzięki ich pomocy oswoiłam swój lęk, nauczyłam się żyć chwilą i nie tracić czasu na martwienie się jutrem. Znowu spotykam się z przyjaciółmi, snuję plany na przyszłość. Ciągle czuję niepokój przed każdym badaniem lekarskim, ciągle drżę, gdy coś mnie zaboli, a w głowie pojawia się myśl, że to może przerzut. I myślę, że ten lęk będzie mi towarzyszył do końca życia. Ale ten strach już mnie nie paraliżuje… A to sukces, prawda? Czytaj także:„Chciałem zrobić koleżance przysługę i machnąłem jej dzieciaka. Oszukała mnie i bezczelnie wrobiła w pieluchy”„Przeprowadzka na wieś, miała ukoić moje zszargane nerwy. Jedyne, co mi przyniosła to stres, długi i komornika”„Miałam idealne życie. W domu czekał oddany mąż, a za rogiem gorący kochanek. Jednak zakazany owoc okazał się trucizną” julia1998:-) zapytał(a) o 17:47 czy ktoś wie co znaczy wyrażenie " pogrążać się w czarnej rozpaczy " ? 0 ocen | na tak 0% 0 0 Odpowiedz Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 17:47 Chodzi o to , że ktoś jest bardzo zrozpaczony 5 0 julia1998:-) odpowiedział(a) o 17:49 dziękuje 0 0 fReaK^ ; * odpowiedział(a) o 17:51 [LINK] help ;] 0 0 Uważasz, że ktoś się myli? lub

co to znaczy pogrążyć się w czarnej rozpaczy